piątek, 27 grudnia 2013

Przed dom wychodzę...


Przed dom wychodzę, zamykam oczy,
A chłodny powiew w liściach szeleści
Wsłuchuję się w ciche wołanie nocy
Która czarnymi skrzydły wiatr pieści

Jeden krok, drugi, niczym lunatyk
Zapadam w ciemność i nią się otulam
I choć na sobie mam nędzne szmaty
Blask srebrny czyni z nich szaty króla

To Księżyc spojrzał na me oblicze
Lśniące od wielu łez zastygniętych
I głos miękki, cichy wnet przerwał ciszę
„Zostaw już życia gościniec kręty

Na Drodze Mlecznej zatańczysz ze mną
Z gwiazd splotę miękkich dywanów kobierce
Noc będzie dla nas pierzyną ciepłą
Miłością otoczę twe ranne serce

Zregeneruję twe zmęczone ciało.”
Patrzę więc w srebrną tarczę na niebie
Wołam do niego trochę nieśmiało
„Dobrze, mój miły, weź mnie do siebie”

Już huczą sowy w pobliskim lesie
Że śmiertelniczka woła Księżyca
I wieść niezwykła z echem się niesie
Nocnego Pana to oblubienica



R.

2010




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz