Święta, Święta i po Świętach. Moje małe siostrzyczki pisały do św. Mikołaja listy, więc i ja postanowiłam. Zapewne miał on jak zwykle ręce pełne roboty, ale może nie zapomni o mnie, mimo że już dzieckiem nie jestem. W sumie wypadałoby taki list napisać trochę wcześniej, niż ja to poczyniłam, bo jak zwykle na ostatnią chwilę przed Gwiazdką, ale jam jest kobieta pracująca, a na takie pisanie przecie trzeba mieć czas. Zresztą skoro jest święty, to powinien zdążyć - pomyślałam. Musiałam dobrze się zastanowić, czego tak naprawdę na te święta chcę. I chyba udało mi się to odkryć. Tyle że Mikołaj jednak nie zdążył. Ale to nic. Jak nie na te, to może na następne. Zresztą w innych krajach przynosi on prezenty dopiero 6 stycznia, w święto Trzech Króli. Gdzie indziej jeszcze później. Może jest jeszcze nadzieja, że dostanę swój prezent...
Drogi Mikołaju, pod choinkę bym chciała
Żywego człowieka z krwi, kości i ciała
Niech będzie stanowczy, acz słodki i miły
Żebym się mu oprzeć nie miała siły
Niech czasem jednak pazury pokaże
Bynajmniej za to się nie obrażę
Niech będzie silny, bym bezpieczna z nim była
Niech kocha mnie nawet gdybym przytyła
Księciem być nie musi, lecz niech będzie rycerzem
I niech czasem pozmywa brudne talerze
Niech tylko mój będzie, mój, najmojsiejszy
Bym pisać nie musiała więcej takich wierszy
R.
piątek, 27 grudnia 2013
Takie tam refleksyjne pierdziuśki...
O rety, kotlety, osiem wierszy wrzucone, czuję się tak bardzo poetycko. Tak bardzo, że aż wcale. Bo wszystko ładnie, pięknie, ale te nadające się do czegokolwiek już mi się skończyły. Zostało tylko wiele stron bełkotu o smutku, przeznaczeniu i niespełnionej miłości. Ale w sumie większość z czasów licealnych, więc nie ma się co dziwić.
No i właśnie, skończyły się. Co dalej? Brak mi weny, żeby napisać coś więcej. Coś nowego. Gdzie się podziały te czasy, gdy potrafiłam pisać po kilka wierszy na dzień? I nie chodzi tu o to, czy były dobre czy złe, bo w większości ostro trącały miernotą, ale liczy się fakt. Sam fakt tworzenia i emocji, które się z tym wiążą. Uczucie wyjątkowości w stylu „artysta – nadczłowiek”. Wiele dni, miesięcy i lat upłynęło, odkąd tak chętnie cokolwiek pisałam. Teraz jest szarość życia, bura codzienność, całe góry obowiązków, a problemów nawet nie góry, a łańcuchy górskie.
Smuci mnie, że tak łatwo zrezygnowałam ze swojej pasji na rzecz obecnego stylu życia. Ale może to jest ten moment, w którym można coś zmienić? W końcu ciągle dokonujemy wyborów. Kto wie, dokąd zaprowadzi mnie ten właśnie.
No i właśnie, skończyły się. Co dalej? Brak mi weny, żeby napisać coś więcej. Coś nowego. Gdzie się podziały te czasy, gdy potrafiłam pisać po kilka wierszy na dzień? I nie chodzi tu o to, czy były dobre czy złe, bo w większości ostro trącały miernotą, ale liczy się fakt. Sam fakt tworzenia i emocji, które się z tym wiążą. Uczucie wyjątkowości w stylu „artysta – nadczłowiek”. Wiele dni, miesięcy i lat upłynęło, odkąd tak chętnie cokolwiek pisałam. Teraz jest szarość życia, bura codzienność, całe góry obowiązków, a problemów nawet nie góry, a łańcuchy górskie.
Smuci mnie, że tak łatwo zrezygnowałam ze swojej pasji na rzecz obecnego stylu życia. Ale może to jest ten moment, w którym można coś zmienić? W końcu ciągle dokonujemy wyborów. Kto wie, dokąd zaprowadzi mnie ten właśnie.
S.
"The Lonelines of Autumn" by Leonidafremov |
Chmurami pochmurna
Rozpaczliwa – otchłanią bezdenną
Deszczem płacząca
Wichrem zawodząca…
Samotności moja
Zimna, nieruchoma
Otulasz mnie bezpiecznie
Przyjaciółko nieznajoma
Szumem drzew szepcząca
Głuchą ciszą milcząca…
R.
2011
***
List do Rycerza
Pozdrowion bądź, cny Rycerzu. Piszę, byś wiedział, co czuję,
Albowiem sam nie potrafisz odgadnąć tego w ogóle.
Wiem, że Ty mnie miłujesz tak jako i ja Ciebie.
Racz tedy się określić, albowiem, cóż począć, nie wiem.
Przybył do zamku ostatnio sam książę, zaiste wspaniały.
O rękę moją chciał prosić i siedzi tu tydzień już cały.
Lecz wiedz, mój miły, że na nic to całe jego staranie,
Bo moje serce na pewno i tak Twoim wciąż pozostanie.
Tęsknota moja okrutna spocząć mi nie pozwala
I zasnąć wcale nie mogę, a budzę się, trzęsąc cała,
A kiedy patrzę w dal z okna, ogarnia mnie trwoga przedziwna
I boję się, że nie wrócisz, że stanie Ci jakaś się krzywda.
Ja śladem Twoim ruszę, aż w końcu Cię odnajdę.
Nawet jeśliś daleko, na sam skraj świata zajdę.
I choć ojciec drogi błaga „Ostań w domu, drogie dziecię…”
Ja na to „Ojcze, nie mogę, albowiem mój ci on przecie!”
Jak rzekłam, tak zrobić muszę. Mój koń pobieży jak strzała.
A może Ty wcale nie chcesz, żebym ja Ciebie szukała?
Dlaczego ranisz mnie ciągle, znienacka, jak skrytobójca?
Jak głupiec próbujesz znów umknąć, choć w pogoń za Tobą się rzucam.
Gdy myślisz, żeś cało uszedł, dla mnie to nie dziwota,
Bo mysz też ten błąd popełnia i wpada w pazury kota.
Pamiętaj tedy me słowa, że długo gonić Cię będę.
Dopóki sił mi wystarczy, odszukam ja Ciebie wszędzie.
Wyjaw mi, proszę, mój miły, czemu przede mną uciekasz
I czemu mkniesz wciąż przed siebie, każąc mi samotnie czekać.
A zatem wiedz, że już dosyć, albowiem to się nie godzi,
Żebym to ja Cię szukała, gdy o uczucia chodzi.
Tyś przecie jest mężczyzną, panem i władcą mej duszy.
Dlaczego więc ja wciąż mam działać? To Ty się winieneś ruszyć!
Przybądź tu jak najprędzej, coby ten książę zrozumiał,
Że ja do Ciebie należę i Tyś tylko zdobyć mnie umiał.
Nie godzi się, bym jechała, toć przecie księżniczką jestem,
Dlatego sam masz tu przybyć, ukoić me stęsknione serce!
To pisząc, siedzę samotnie na miękkich dywanów kobiercach…
Niech Bóg Cię ma w swej opiece.
Dama Twego Serca
R.
2009
Albowiem sam nie potrafisz odgadnąć tego w ogóle.
Wiem, że Ty mnie miłujesz tak jako i ja Ciebie.
Racz tedy się określić, albowiem, cóż począć, nie wiem.
Przybył do zamku ostatnio sam książę, zaiste wspaniały.
O rękę moją chciał prosić i siedzi tu tydzień już cały.
Lecz wiedz, mój miły, że na nic to całe jego staranie,
Bo moje serce na pewno i tak Twoim wciąż pozostanie.
Tęsknota moja okrutna spocząć mi nie pozwala
I zasnąć wcale nie mogę, a budzę się, trzęsąc cała,
A kiedy patrzę w dal z okna, ogarnia mnie trwoga przedziwna
I boję się, że nie wrócisz, że stanie Ci jakaś się krzywda.
Ja śladem Twoim ruszę, aż w końcu Cię odnajdę.
Nawet jeśliś daleko, na sam skraj świata zajdę.
I choć ojciec drogi błaga „Ostań w domu, drogie dziecię…”
Ja na to „Ojcze, nie mogę, albowiem mój ci on przecie!”
Jak rzekłam, tak zrobić muszę. Mój koń pobieży jak strzała.
A może Ty wcale nie chcesz, żebym ja Ciebie szukała?
Dlaczego ranisz mnie ciągle, znienacka, jak skrytobójca?
Jak głupiec próbujesz znów umknąć, choć w pogoń za Tobą się rzucam.
Gdy myślisz, żeś cało uszedł, dla mnie to nie dziwota,
Bo mysz też ten błąd popełnia i wpada w pazury kota.
Pamiętaj tedy me słowa, że długo gonić Cię będę.
Dopóki sił mi wystarczy, odszukam ja Ciebie wszędzie.
Wyjaw mi, proszę, mój miły, czemu przede mną uciekasz
I czemu mkniesz wciąż przed siebie, każąc mi samotnie czekać.
A zatem wiedz, że już dosyć, albowiem to się nie godzi,
Żebym to ja Cię szukała, gdy o uczucia chodzi.
Tyś przecie jest mężczyzną, panem i władcą mej duszy.
Dlaczego więc ja wciąż mam działać? To Ty się winieneś ruszyć!
Przybądź tu jak najprędzej, coby ten książę zrozumiał,
Że ja do Ciebie należę i Tyś tylko zdobyć mnie umiał.
Nie godzi się, bym jechała, toć przecie księżniczką jestem,
Dlatego sam masz tu przybyć, ukoić me stęsknione serce!
To pisząc, siedzę samotnie na miękkich dywanów kobiercach…
Niech Bóg Cię ma w swej opiece.
Dama Twego Serca
R.
2009
Evviva l’arte!
Dla Sztuki można życie poświęcić
Bo ona trwa nieśmiertelna
Ona religią jest najpiękniejszą
I wciąż ta sama, choć zmienna
Uczyń mnie, Sztuko, swoją kapłanką
Pozwól, bym Tobie służyła
Ty bądź mi matką i pozwól, abym
Pod skrzydła Twoje się skryła
Tyś moim sacrum, więc choć kolana
Do krwi od klęczenia zdarte
Ja wciąż wytrwale w Twojej świątyni
Chwalę Cię – Evviva l’arte!
W mojej modlitwie poezji słowa
Melodie z duszy mej wnętrza
W moich obrazach zamknięte wizje
I tajemnice największe
I kiedy widzę, że świat Bóg Ojciec
Tworzył pół-serio, pół-żartem
Jedynie Ona stanowi wsparcie
Więc wołam – Evviva l’arte!
Artysta ponad wszystkimi ludźmi
A nad nim już tylko Sztuka
Dlatego musi trwać w szarym życiu
I wciąż jego sensu szukać
Kiedy zawodzą dawne teorie
A życie nic jest niewarte
Gdy świat się wali, kolory traci
Jedynie „Evviva l’arte!”
R.
2009
Bo ona trwa nieśmiertelna
Ona religią jest najpiękniejszą
I wciąż ta sama, choć zmienna
Uczyń mnie, Sztuko, swoją kapłanką
Pozwól, bym Tobie służyła
Ty bądź mi matką i pozwól, abym
Pod skrzydła Twoje się skryła
Tyś moim sacrum, więc choć kolana
Do krwi od klęczenia zdarte
Ja wciąż wytrwale w Twojej świątyni
Chwalę Cię – Evviva l’arte!
W mojej modlitwie poezji słowa
Melodie z duszy mej wnętrza
W moich obrazach zamknięte wizje
I tajemnice największe
I kiedy widzę, że świat Bóg Ojciec
Tworzył pół-serio, pół-żartem
Jedynie Ona stanowi wsparcie
Więc wołam – Evviva l’arte!
Artysta ponad wszystkimi ludźmi
A nad nim już tylko Sztuka
Dlatego musi trwać w szarym życiu
I wciąż jego sensu szukać
Kiedy zawodzą dawne teorie
A życie nic jest niewarte
Gdy świat się wali, kolory traci
Jedynie „Evviva l’arte!”
R.
2009
Pieśń dla Czarnego Rycerza
Obudź się, śpiący Czarny Rycerzu
Otwórz swe martw oczy
Przed wielu laty zmarłeś dla świata
Teraz się rodzisz dla nocy
Powstań ze snu, co trwał całe wieki
Wyjdź z kamiennego grobu
Przebudź się, śmierci i zła wojowniku
Powstań jak feniks z popiołów
Wytrzyj ten kurz, co przez całe lata
Na czarnej zbroi się zbierał
Zapomnij o tym, kim byłeś kiedyś
Ważne, kim jesteś teraz
Dosiądź, rycerzu, czarnego rumaka
Weź czarny miecz do ręki
I pogalopuj prosto przed siebie
Popędź przez las posępny
A kiedy pierwsze słońca promienie
Wyjrzą zza horyzontu
Wtedy wyruszysz do świata cieni
W podróż bez powrotu
Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz
Snem śmierci zaśniesz znowu
Gdy skończy się noc pełni księżyca
Wrócisz do swego grobu
R.
2009
Otwórz swe martw oczy
Przed wielu laty zmarłeś dla świata
Teraz się rodzisz dla nocy
Powstań ze snu, co trwał całe wieki
Wyjdź z kamiennego grobu
Przebudź się, śmierci i zła wojowniku
Powstań jak feniks z popiołów
Wytrzyj ten kurz, co przez całe lata
Na czarnej zbroi się zbierał
Zapomnij o tym, kim byłeś kiedyś
Ważne, kim jesteś teraz
Dosiądź, rycerzu, czarnego rumaka
Weź czarny miecz do ręki
I pogalopuj prosto przed siebie
Popędź przez las posępny
A kiedy pierwsze słońca promienie
Wyjrzą zza horyzontu
Wtedy wyruszysz do świata cieni
W podróż bez powrotu
Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz
Snem śmierci zaśniesz znowu
Gdy skończy się noc pełni księżyca
Wrócisz do swego grobu
R.
2009
Przed dom wychodzę...
Przed dom wychodzę, zamykam oczy,
A chłodny powiew w liściach szeleści
Wsłuchuję się w ciche wołanie nocy
Która czarnymi skrzydły wiatr pieści
Jeden krok, drugi, niczym lunatyk
Zapadam w ciemność i nią się otulam
I choć na sobie mam nędzne szmaty
Blask srebrny czyni z nich szaty króla
To Księżyc spojrzał na me oblicze
Lśniące od wielu łez zastygniętych
I głos miękki, cichy wnet przerwał ciszę
„Zostaw już życia gościniec kręty
Na Drodze Mlecznej zatańczysz ze mną
Z gwiazd splotę miękkich dywanów kobierce
Noc będzie dla nas pierzyną ciepłą
Miłością otoczę twe ranne serce
Zregeneruję twe zmęczone ciało.”
Patrzę więc w srebrną tarczę na niebie
Wołam do niego trochę nieśmiało
„Dobrze, mój miły, weź mnie do siebie”
Już huczą sowy w pobliskim lesie
Że śmiertelniczka woła Księżyca
I wieść niezwykła z echem się niesie
Nocnego Pana to oblubienica
R.
2010
On the wings of love
When you’re with me, I just want to fly
Gently on the wide-spreaded wings of love
I just can’t stand your wonderfull stares
They all make me hover in the air
Maybe I’m scared, maybe not sure
But all my thoughts still flow to you
And I feel I’m back, and I live again
I couldn’t be myself but now I can
I was like a child, alone in the dark
And only you found me, you weren’t apart
I hope that you’ll be my knight on a steed
Cause you’re just the only one that I need
R.
2009
Gently on the wide-spreaded wings of love
I just can’t stand your wonderfull stares
They all make me hover in the air
Maybe I’m scared, maybe not sure
But all my thoughts still flow to you
And I feel I’m back, and I live again
I couldn’t be myself but now I can
I was like a child, alone in the dark
And only you found me, you weren’t apart
I hope that you’ll be my knight on a steed
Cause you’re just the only one that I need
R.
2009
Theatrum Mundi
W wielkim teatrze życia
Jesteśmy tylko lalkami
Gdzie Ktoś wysoko nad nami
Porusza wszystkimi sznurkami
Kierując nami z ukrycia
I choćbyś widział swą ścieżkę
Choćbyś już wybrał swą drogę
To zagwarantować mogę
Że Ktoś podstawi ci nogę
Podetnie z szyderczym uśmieszkiem
Pogodzić się więc z tym trzeba
I na to mieć baczenie
Że może to przeznaczenie
Co rzuca w człowieka kamienie
By ten mógł pójść do Nieba
R.
2008
Jesteśmy tylko lalkami
Gdzie Ktoś wysoko nad nami
Porusza wszystkimi sznurkami
Kierując nami z ukrycia
I choćbyś widział swą ścieżkę
Choćbyś już wybrał swą drogę
To zagwarantować mogę
Że Ktoś podstawi ci nogę
Podetnie z szyderczym uśmieszkiem
Pogodzić się więc z tym trzeba
I na to mieć baczenie
Że może to przeznaczenie
Co rzuca w człowieka kamienie
By ten mógł pójść do Nieba
R.
2008
Coś na dobry początek...
Pierwszy wpis na nowym blogu, hura hura! Zapewne nikt go nie przeczyta,
bo i po co. Nikt nigdy nie czyta wstępów. Nikomu się nie chce. Każdy
dokądś biegnie, ma miliony problemów i spraw do załatwienia. Ja też. I
stąd właśnie wziął się pomysł na bloga. Odskocznia od codzienności,
chwila poezji, refleksji i zadumy to to, czego mi trzeba. I zapewne nie
tylko mi…
Subskrybuj:
Posty (Atom)